Dlaczego zdecydowałem się na czarter jachtu w Giżycku? Podobno na jachcie miałem poczuć się na James Bond! Co prawda nie miałem u boku Moniki Bellucci, ale nie zamieniłbym swojego urlopu na żaden inny.
Wszyscy możemy być Bondami dzięki czarterowi jachtów
Po męczących miesiącach trudnej pracy w końcu wyjechałem na zasłużony urlop. W moim mieście pozostało wszystko, co wydawało się zbędne na czas wakacji : komputer, teściowa, która zachowuje się jak nietoperz, bo czepia się wszystkiego oraz szef mogący zepsuć każde wczasy ( ale nie te!). Co prawda nie jestem typem osoby, która fascynuje się malowniczymi widokami natury oraz zachwyca się wszelkimi detalami przyrody, jednak oferta wynajmu jachtu szczególnie mnie zainteresowała. Tym bardziej, że pomimo braku patentu mogłem sobie pozwolić na samodzielną wyprawę w głąb jeziora. Nie mniej jednak przed wyprawą skorzystałem z opcji szkolenia, gdyż warto by znać chociaż podstawowe zasady prowadzenia jachtu. I jak tu nie wykorzystać szansy bycia przez jeden dzień jak Bond?
Spotkać szefa na jachcie - niewiarygodne, ale prawdziwe
Stało się. W końcu mogłem sam wyruszyć jachtem, który czekał właśnie na mnie. Nie sądziłem, że Jezioro Kisajno może mnie zauroczyć tak bardzo, że przez pierwszych kilka minut zamiast pilnować kursu, bezcelowo wpatrywałem się w wodę. Gdy już na spokojnie mogłem zająć się prowadzeniem „mojego jachtu” jak zwykle coś musiało mi w tym przeszkodzić. W tym przypadku był to dzwoniący telefon, a po drugiej stronie kobieta, zwana inaczej żoną, która zmuszona była skontrolować co się ze mną dzieje. W końcu już od 40 minut nie dawałem znaku życia! To musiało się tak skończyć...Zainteresowany wciągającą opowieścią o przecenach letnich sukienek, z na przeciwka wpadła na mnie inna łódź motorowa. To jednak nie było najgorsze. Kogo zobaczyłem po drugiej stronie? Mojego szefa... Gorzej być nie mogło... i wiedziałem, co mówię, gdyż gorzej nie było, a było lepiej. Od sprzeczki do sprzeczki, od słowa do słowa okazało się, że ten człowiek nie jest taki zły. Jestem w stanie nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest całkiem w porządku. Po chwili dojścia do porozumienia wypiliśmy orzeźwiający, gazowany napój, po czym trochę odpłynęliśmy... W sumie nie mieliśmy nigdy okazji pogadać w innych warunkach niż pracowniczych, więc dopiero teraz dostrzegłem jego potencjał. On zresztą mój też. I coś mi się wydaje, że nie bez powodu od kilku miesięcy można się do mnie zwracać „Panie kierowniku”.