W dzisiejszych czasach zapewnienie atrakcji nastoletnim dzieciom, to nie lada wyzwanie. Wyzwanie, któremu ja musiałem sprostać. Dlaczego? Mój nastoletni syn od kilku lat woli patrzeć na telefon niż na mnie, o swoich problemach rozmawia z kolegami z klasy, a ostatni raz objął mnie, gdy miał problem z koordynacją ruchową podczas powrotu z osiemnastki przyjaciółki. Cóż, w jego wieku byłem taki sam, jednak chciałem, aby mój syn szybciej niż ja zrozumiał jak ważna jest relacja ojciec-syn. A gdzie taką relację najlepiej pogłębiać jak nie na Mazurach?
Plan idealny: czarter jachtów
Tak myślałem... do czasu... Mój syn był raczej zwolennikiem ciepłych krajów, gorącego piasku na plaży czy szalonych, górskich wypraw. Giżycko, do którego się udaliśmy, nie było jego spełnieniem marzeń. I już na początku straciłem kilka punktów. Ale nie poddawałem się. Szukając atrakcji, trafiłem na czarter jachtów. Jachty motorowe, jachty żaglowe – było w czym wybierać. Widząc brak entuzjazmu w oczach moich nastoletnich genów, nie dawałem za wygraną. Zdecydowałem się na wynajem łodzi motorowej u Pana Roberta.
Biednemu zawsze wiatr w oczy (prawie jak wiatr w żagle)
Nie było łatwo namówić zbuntowanego nastolatka, że podróż łodzią motorową z jego ojcem jest bardziej interesującą od mazurskich dyskotek w towarzystwie nowopoznanych koleżanek. Jednak moja siła argumentacji skutecznie postawiła na swoim. Zaczęło się spokojnie, bez szaleństw. Próbowałem „zabawiać rozmową” syna, jednak wszystko kończyło się fiaskiem. Nagle, ku mojemu zdumieniu mój własny, osobisty syn odezwał się pierwszy i to sam! Niestety, nie po to, aby powiedzieć mi, że jestem jego ulubionym ojcem, ale po to, aby ostrzec, że nadciąga biały szkwał. Udało mi się zachować zimną krew. Zamykałem wszelkie okna i wejściówkę, aby po ewentualnym przewróceniu jachtu woda możliwie jak najwolniej dostawała się do kabiny. Zostaliśmy na zewnątrz, gdyż pozostanie w takiej sytuacji w kabinie byłoby złym pomysłem. Założyliśmy kamizelki ratunkowe, po czym oczekiwaliśmy nadejścia wichury, która okazała się fałszywym alarmem. Jedyne co nas spotkało, to zimny, chwilowy deszcz.
Co ma wisieć nie utonie: wakacje na Mazurach pomogły mi naprawić relacje z synem!
Nasza przygoda może nie należy do najbardziej ekscytujących. Nie spotkał nas biały szkwał wywracający łodzie i żaglówki. Piratów w oddali też nie było. Jednak dzięki mojemu opanowaniu, zyskałem szacunek syna. Jego nastawienie do mnie uległo zmianie o 180 stopni. Nie jest może między nami tak, jak to było 10 lat temu, jednak kolejną wyprawę mazurską mamy już zarezerwowaną.